- A więc? - spytała mnie z pewna dozą ciekawości - co się stało?
Nie wiedziałem co powiedzieć, jak się zachować. Podniosłem głowę i spojrzałem w zielone oczy Mirelli, były one pełne ciepła i zrozumienia. Dwie sekundy takiego kontaktu wzrokowego i już wiedziałem, że jest to osobaw stu procentach godna zaufania.
- Osiem lat temu poznałem cudowną dziewczynę - zacząłem - była śliczna, mądra i zabawna... tak... Oli potrafiła się bawić jak nikt inny ... - na wspomnienie moich dwudziestych czwartych urodzin uśmiechnąłem się, byliśmy wtedy tacy młodzi i tacy zakochani, zrobiło mi się strasznie szkoda na myśl, że te piękne wspomnienia już nigdy nie stanął się rzeczywistością - Po pięciu latach naszego związku zaręczyliśmy się. Planowaliśmy ślub, dziecko i te inne sprawy, było wspaniale, ale ... - zamilkłem. Reszta zdania nie mogła mi przejść przez gardło.
- Ale? ... Co się stało ? - domagała się odpowiedzi zielonooka. Mirka siedziała pochylona w moją stronę, całą jej uwaga była skierowana na mnie.
Szybko się pozbierałem i dokończyłem
- Miesiąc temu odkryłem, że mnie zdradza. Rozstaliśmy się - powiedziałem grobowym tonem.
Mirella zamrugała gwałtownie powiekami.
- Jak to? Nie, to niemożliwe. Przecież tak się nie robi! - Oburzona wstała z fotela, przeszła przez pokój, usiadła na rogu mojego siedzenia i ni stąd, ni zowąd przytuliła mnie.
Moje serce w tym momencie całkowicie stopniało.
Ha! To musiało dziwnie wyglądać. Taka malutka istotka ściska takiego wielkiego chłopa jak ja.
- Musiało być Ci ciężko - szepnęła mi do ucha - przepraszam, że zapytałam. Nie powinnam
Ha! Przeprasza mnie? Za co?
-Nie, to ja powinienem cię przeprosić. Zachowałem się dziś karygodnie, zmuszając cię do całowania. W ogóle nie powinienem się z tobą był spotykać i zadręczać cię swoimi problemami. Wybacz - mówiąc to oderwałem się od jej malutkich rączek i skierowałem swoje kroki w stronę wyjścia.
Wiedziałem, że postąpiłem słusznie. Nie chciałem zatruć jej poukładanego życia.
- Kiedy miałam dziesięć lat pojechałam wraz z rodzicami i starszym bratem na wycieczkę na Mazury - usłyszałem głos z salonu. Sprawił on, że przystanąłem. - Było wspaniale, gorące słońce, rozległe jeziora, przepiękne, zielone lasy. To były najwspanialsze dwa tygodnie w moim życiu. Lecz później nastąpił czas powrotu. Pamiętam, że padało, a na drodze było bardzo ślisko. Nagle nasz samochód wpadł w poślisk, poczułam gwałtowne uderzenie i straszny ból - dziewczyna pociągnęła głośno nosem, zdałem sobie sprawę, że płacze. Nie zastanawiając się długo wróciłem do niej i tym razem to ja ją przytuliłem - tata zginął na miejscu, mama po dziś dzień jest w śpiączce a Michał jest sparaliżowany od pasa w dół. Tylko mi się nic nie stało - dodała płaczliwie.
- Cicho - powiedziałem i pogłaskałem ją po gładkich włosach - nie trzeba płakać.
Na te słowa Mirella wtuliła się we mnie tak bezradnie, jak mała, przerażona dziewczynka w ramiona swojego taty. Przytuliłem ją mocniej. Po pewnym czasie jej niekontrolowany szloch ustał, zasnęła. Wziąłem ją na ręcę i zaniosłem do jej sypialni. Zdjąłem brunetce buty, położyłem ją do łóżka i przykryłem starannie gruby, wełnianym kocem. Pocałowałem na dobranoc Mirkę w czoło i wszedłem do kuchni i wyłączyłem wodę. Wróciłem do salonu i położyłem się na wąskiej, brązowej kanapie.
czwartek, 29 listopada 2012
poniedziałek, 19 listopada 2012
6.
- Co ... co ty robisz ?! - oderwałam się od Fernanda i cofnęłam się pare kroków do tyłu.
Byłam przerażona bezczelnym zachowaniem chłopka, i swoim tak przy okazji też. Kto by to widział, żeby TAK się całować! I to z nieznajomym!
Fernandi ze skruszoną miną podszedł do mnie, lecz gdy tylko to uczynił, ja się od niego ponownie odsunęłam.
Tylko na tyle mnie było stać, niestety.
Najchętniej uciekłabym daleko stąd z głośnym krzykiem.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na Hiszpana, a w każdym bądź razie na człowieka z hiszpańskim nazwiskiem.
Trudno w to uwierzyć, ale był chyba jeszcze bardziej przestraszony swoim zachowaniem niż ja. Pięści miał zaciśnięte, twarz spotężniałą a jego oczy zmieniły barwę z brązowej na prawie czarną.
Nagle ni stąd, ni zowąd odwrócił się na pięcie i poszedł. Prosto. Przed siebie.
Zamurowało mnie. Jakby to powiedziałam moja babcia? Zdurniałam
Nie wiem co nie podkusiło, ale pobiegłam za nim.
" Nigdy nie rozstawaj się z nikim w gniewie, gdyż nie wiesz, czy będziesz miała dane jeszcze mu wybaczyć" Było to jeszcze jedno, słynne na całą wieś babcine powiedzonko, do którego wszyscy moi znajomi i krewni o dziwo się stosowali.
Dogoniłam go i złapałam Fernando za ramię. Roudriguez przystanął, co spowodowało, że straciłam równowagę i niechybnie wylądowałabym w olbrzymiej kałuży, gdyby brązowooki nie przytrzymał mnie stanowczą ręką w tali.
- Wow - powiedziałam - masz niezły refleks.
Chłopak postawił mnie z powrotem na ziemi i uśmiechnął się blado. Jednak smutek w jego oczach został.
Muszę powiedzieć, że nigdy nie byłam asertywna, nigdy nie umiałam powiedzieć "nie". Można mnie śmiało nazywać " Przynieś, wynieś, pozamiataj" Po prostu nie umiałam odmówić swojej pomocy, zwłaszcza gdy tak na mnie patrzyły dwoje prawie czarnych oczu.
- Chcesz o tym porozmawiać ? - spytałam niepewnym, i po wprawdzie trochę lękliwym głosem. Nie doczekawszy się odpowiedzi wzięłam go za nadgarstek i zaprowadziłam Fernando do mojego domu.
Nasz spacer był dość krótki, gdyż trwał ledwie piętnaście minut. Był też na pewno bardzo dziwny, bo nie zamieniliśmy ani jednego słowa.
Ale .. może to i dobrze ?
Potrzebowałam czasu, żeby otrzeźwieć z tamtego pocałunku. Teraz, krótko mówiąć, byłam na moralnym kacu. Nie tak mnie wychowano, zeby całować się z pierwszym lepszym, który wpadnie mi w oko.
Miałam w tej chwili w głowie prawdziwy mętlik.
Otworzyłam drzwi mieszkania 17/3 przy ChurchilStreet i wpuściłam mojego gościa do środka.
- Przepraszam za bałagan - zaczęłam i momentalnie uśmiechnęłam się na te słowa. No bo w którym polskim domu nie słyszy się na powitanie tychże słów, chociaż w domu panuje absolutny ład i porządek. - Czuj się jak u siebie - wysiliłam się na uśmiech - Zaparzę herbaty. Mleko, cukier czy sok malinowy ?
- Sok - odpowiedział .... bardzo dziwnym głosem. Było w nim niedowierzanie, smutek i coś, czego nie umiałam zdefiniować. Usiadł na skórzanym, brązowym fotelu, stojącym na rogu mojego, pożal się Boże, salonu.
Ja tymczasem nalałam w kuchni do czajnika wodę i postawiłam ją na ogniu na kuchence gazowej.
Czekając aż woda się zagotuje, usiadłam na przeciwko Fernando.
_____________________
Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać.
Wiedzcie, że była wywiadówka i ... w rezultacie szlaban :)
Dziś jednak w związku z moimi szesnastymi urodzinami ( dziękuje Greto za życzenia :P )
rodzice pozwolili mi na opublikowanie tegoż oto rozdziału.
PS. Zapraszam na http://cierpienie-jest-elementem-zycia.blogspot.com/
Gdzie się pojawi nowe opowiadanie z Aleciem Volturi w roli głównej.
A obiecałam sobie, że na czwartą część nie pójdę!!
Kuzynki potrafią być baaardzo przekonujące.
W każdym bądź razie film okazał się bardzo fajną produkcją,a postać Aleca natchnęła mnie do napisania nowego ... czegoś :)
POd tym adresem na razie nic nie ma, ale za niedługo się pojawi :)
Byłam przerażona bezczelnym zachowaniem chłopka, i swoim tak przy okazji też. Kto by to widział, żeby TAK się całować! I to z nieznajomym!
Fernandi ze skruszoną miną podszedł do mnie, lecz gdy tylko to uczynił, ja się od niego ponownie odsunęłam.
Tylko na tyle mnie było stać, niestety.
Najchętniej uciekłabym daleko stąd z głośnym krzykiem.
Podniosłam wzrok i spojrzałam na Hiszpana, a w każdym bądź razie na człowieka z hiszpańskim nazwiskiem.
Trudno w to uwierzyć, ale był chyba jeszcze bardziej przestraszony swoim zachowaniem niż ja. Pięści miał zaciśnięte, twarz spotężniałą a jego oczy zmieniły barwę z brązowej na prawie czarną.
Nagle ni stąd, ni zowąd odwrócił się na pięcie i poszedł. Prosto. Przed siebie.
Zamurowało mnie. Jakby to powiedziałam moja babcia? Zdurniałam
Nie wiem co nie podkusiło, ale pobiegłam za nim.
" Nigdy nie rozstawaj się z nikim w gniewie, gdyż nie wiesz, czy będziesz miała dane jeszcze mu wybaczyć" Było to jeszcze jedno, słynne na całą wieś babcine powiedzonko, do którego wszyscy moi znajomi i krewni o dziwo się stosowali.
Dogoniłam go i złapałam Fernando za ramię. Roudriguez przystanął, co spowodowało, że straciłam równowagę i niechybnie wylądowałabym w olbrzymiej kałuży, gdyby brązowooki nie przytrzymał mnie stanowczą ręką w tali.
- Wow - powiedziałam - masz niezły refleks.
Chłopak postawił mnie z powrotem na ziemi i uśmiechnął się blado. Jednak smutek w jego oczach został.
Muszę powiedzieć, że nigdy nie byłam asertywna, nigdy nie umiałam powiedzieć "nie". Można mnie śmiało nazywać " Przynieś, wynieś, pozamiataj" Po prostu nie umiałam odmówić swojej pomocy, zwłaszcza gdy tak na mnie patrzyły dwoje prawie czarnych oczu.
- Chcesz o tym porozmawiać ? - spytałam niepewnym, i po wprawdzie trochę lękliwym głosem. Nie doczekawszy się odpowiedzi wzięłam go za nadgarstek i zaprowadziłam Fernando do mojego domu.
Nasz spacer był dość krótki, gdyż trwał ledwie piętnaście minut. Był też na pewno bardzo dziwny, bo nie zamieniliśmy ani jednego słowa.
Ale .. może to i dobrze ?
Potrzebowałam czasu, żeby otrzeźwieć z tamtego pocałunku. Teraz, krótko mówiąć, byłam na moralnym kacu. Nie tak mnie wychowano, zeby całować się z pierwszym lepszym, który wpadnie mi w oko.
Miałam w tej chwili w głowie prawdziwy mętlik.
Otworzyłam drzwi mieszkania 17/3 przy ChurchilStreet i wpuściłam mojego gościa do środka.
- Przepraszam za bałagan - zaczęłam i momentalnie uśmiechnęłam się na te słowa. No bo w którym polskim domu nie słyszy się na powitanie tychże słów, chociaż w domu panuje absolutny ład i porządek. - Czuj się jak u siebie - wysiliłam się na uśmiech - Zaparzę herbaty. Mleko, cukier czy sok malinowy ?
- Sok - odpowiedział .... bardzo dziwnym głosem. Było w nim niedowierzanie, smutek i coś, czego nie umiałam zdefiniować. Usiadł na skórzanym, brązowym fotelu, stojącym na rogu mojego, pożal się Boże, salonu.
Ja tymczasem nalałam w kuchni do czajnika wodę i postawiłam ją na ogniu na kuchence gazowej.
Czekając aż woda się zagotuje, usiadłam na przeciwko Fernando.
_____________________
Przepraszam, że musiałyście tak długo czekać.
Wiedzcie, że była wywiadówka i ... w rezultacie szlaban :)
Dziś jednak w związku z moimi szesnastymi urodzinami ( dziękuje Greto za życzenia :P )
rodzice pozwolili mi na opublikowanie tegoż oto rozdziału.
PS. Zapraszam na http://cierpienie-jest-elementem-zycia.blogspot.com/
Gdzie się pojawi nowe opowiadanie z Aleciem Volturi w roli głównej.
A obiecałam sobie, że na czwartą część nie pójdę!!
Kuzynki potrafią być baaardzo przekonujące.
W każdym bądź razie film okazał się bardzo fajną produkcją,a postać Aleca natchnęła mnie do napisania nowego ... czegoś :)
POd tym adresem na razie nic nie ma, ale za niedługo się pojawi :)
niedziela, 28 października 2012
5.
Grecia ....
This is for You :*
- Powiesz mi coś ? - zapytał Fernando Torres swoją towarzyszkę, rudowłosą Mirelle Maszczak. Zawstydzona dziewczyna spuściła szybko wzrok, a na jej blade policzki wkradły się dwa, czerwone rumieńce. Hiszpan spoglądał na nią z ukradka, zachwycając się jednocześnie jej skromnością. Wiedział, że dobrze wybrał. Mirka zupełnie nie przypominała jego Ollali. Tamta kobieta kochała tylko jego pieniądze, jego sławę. I pomyśleć, że kiedyś tak nie było ...
- Ale co? Coś o sobie? - Nie uzyskując odpowiedzi, przegryzła wargę i zaczęła snuć swoją opowieść - Urodziłam się szesnastego maja tysiąc dziewięćset drugiego roku, w małej wiosce Przedmieście Dubieckie, która znajduje się w południowo-wschodniej Polsce.- Mirka podniosła wzrok, i spojrzała przed siebie. Nie miała odwagi spojrzeć w brązowe oczy Torresa, wiedziała, że się w nich zatraci, a to nie było najlepsze rozwiązanie, biorąc pod uwagę, fakt, że ledwo go znała. Mimo tego uśmiechnęła się i zapytała - Ty pewnie nie wiesz, gdzie leży Polska, prawda?
Fernando szczerze się roześmiał/
- Haha! Wiem - zielonooka spojrzała na niego z zaciekawieniem, zgrabnie unikając jego oczu. Chłopak zaraz pospieszył z wyjaśnieniami. - Euro
-Aaa, no tak. Wybacz, zapomniałam
Piłkarz przystanął. Zapomnieć o najważniejszym piłkarskim wydarzeniu tego sezonu? Szok.
- Jak to "zapomniałam" ? - spytał ze zdziwieniem, jeśli nie powiedzieć z oburzeniem - Chociaż ... to wiele wyjaśnia - powiedział i ruszył dalej.
- Ale co wyjaśnia? - domagała się odpowiedzi Mirka
- Nic,nic- odpowiedział i spojrzał na nią była taka ... nieświadoma. To go podniecało.- Kontynuuj.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Nie miała ochoty opowiadać o sobie temu człowiekowi. Było w nim coś , co ją przerażało, a jednocześnie pociągało. To było dziwne, ona o tym doskonale wiedziała.
Aczkolwiek nie chciała się znaleźć w sytuacji, w której się znalazł tamten nieszczęsny kibic.
Fernando to dostrzegł.
- Nie musisz, jeśli nie chcesz - powiedział i wziął dziewczynę za rękę. Mirella szybko spłonęła rumieńcem, a jej serce oszalało. Nie wiedziała tylko czy ze strachu, czy z jakichś innych współczynników. Próbowała wyrwać swoją dłoń z uścisku piłkarza, lecz ten był za silny - O Boże! Ty się mnie boisz. - wyszeptał i puścił ją.
- N..nie. Ja tylko ... ja po prostu... nie wiem jak mam reagować. Ja .. nigdy wcześniej się ... nie zakochałam, ja ... -Rzekła rozhisteryzowanym głosem. Fernando nie czekał aż skończy. Rozejrzał się szybko po okolicy. Kilka przechodniów, nic więcej. Przyciągnął Mirke do siebie, i nie zważając na jej protesty, pocałował ją namiętnie w usta. Dziewczyna zaczęła stawiać opór. Zaczęła się wyrywać. Jednak po chwili się uspokoiła. Jej serce straciło rytm, lecz tym razem nie ze strachu, tylko z miłości. Polka nigdy nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia, teraz wiedziała, że po prostu nie spotkała odpowiedniego mężczyzny. Teraz znalazła. Tu, w Londynie.
On natomiast poczuł się w tej chwili jak w raju. Znał tą zwykłą kelnerkę kilka godzin, a wiedział już, że da jej wszystko, czego tylko od niego zażąda. Wiedział też, że w tym wypadku dostanie coś w zamian. Coś, o czym zawsze marzył. Prawdziwą miłość
________________________________
Nie krzyczcie proszę.
Nie mam weny!
♥♥♥
sobota, 20 października 2012
4.
Przejrzałam się po raz ostatni w lusterku, wiszącym na blado brązowej ściance w wąskim i długim przedpokoju. Wyglądałam niezgorzej, jak to zwykła mawiać moja babcia, gdy tylko wychodziłam na dłużej gdzieś z domu.
Upięłam swoje rude, falowane włosy w prosty, dziewczęcy kok, rzęsy pomalowałam czarną maskarą a usta bezbarwnym błyszczykiem. Ubrałam swoją ulubioną, niebieską koszulkę z długim rękawem i czarne rurki marki Goodness.
W roztargnieniu spojrzałam kolejny raz, w ciągu tej godziny, na zegarek. Za czterdzieści pięć minut mam się spotkać w Wayness Cafe z Fernando Roudrigezem. Przełknęłam głośno ślinę.
Cóż ja najlepszego wyprawiam ?
Ten facet ... a raczej mężczyzna, siłą wyprowadził mnie z lokalu, w którym pracowałam.
Co jak co, ale to nie jest normalne zachowanie.
Dlaczego się zgodziłam ?
Ha! Nie wiem.
Pewnie przez te oczy, o barwie mlecznej czekolady.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie tych dwóch, prawie czarnych ogników.
Nie, nie, nie! STOP!
Co ja najlepszego wyprawiam?
Przyjechałam tu do pracy i na studia, a nie po ... po jakieś romanse!
Spojrzałam ponownie na zegar. Wyświetlił on szesnastą pięćdziesiąt cztery. Zostało mi trzydzieści dziewięć minut.
Szybko ubrałam bordowe balerinki, wyszłam na klatkę, zamknęłam drzwi od mieszkania i prawie że z szybkością błyskawicy pobiegłam na autobus.
Ahh ... kiedy ona przyjdzie ? krzyczały moje myśli. Fakt. Została jej jeszcze dokładnie jedna minuta, ale czy to coś złego, że chcę ją wreszcie zobaczyć ? Tak, zdecydowanie tak.
Dziwne.
Sam siebie nie poznaję.
W drodze na trening zderzam się z dziewczyną. Szukam jej po całym zachodnim Londynie, wyciągam ją z pracy i zapraszam jeszcze na kawę. I to wszystko jednego dnia.
Mistrzostwo świata.
Ha! Nawet Ronaldo tego nie przebije.
Co ciekawe po raz pierwszy od wielu dni czułem się ... dobrze. Naprawdę dobrze.
Mój kryzys się skończył. Wracam do gry. Nareszcie.
Nagle drzwi kawiarni się otworzyły. Machinalnie spojrzałem w tamtym kierunku.
Przeżyłem, kolejny już dzisiaj, zawód. Tak, to nie była Mirella.
Ponownie zerknąłem na zegarek, tylko po to, żeby się przekonać, że w ciągu tych dwudziestu minut minęło ich raptem trzy.
Drzwi ponownie się otworzyły. Poczułem, że jeżeli jeszcze raz spojrzę w tamtym kierunku, to dostanę skrętu szyi. Ale nic. Zaryzykowałem.
Opłaciło się. W progu Wayness'a stała ona, Mirka.
Uśmiech od razu rozjaśnił moją twarz.
Zlustrowałem ją wzrokiem od góry do dołu. Była niesamowita. Kolor jej włosów idealnie kontrastował z jej mleczną cerą. Zieleń oczu nadal przypominała kolor soczyście zielonej murawy, a jej usta ... ahh ..jej usta.
Dziewczyna zaczęła szukać mnie wzrokiem, znalazła.
Wolnym krokiem podeszła do mnie. Zawahała się, po czym usiadła na przeciwko mnie.
W tym momencie nie wiedziałem co robić.
- Nie spodziewałem się, że przyjdziesz - powiedziałem lekko zachrypniętym głosem.Cholera. Pewnie przez to zdenerwowanie. Nie byłem na randce od wieków.
Mirka uśmiechnęła się. Na jej blade policzki wkradł się słodki rumieniec, który spotęgował jeszcze jej urodę.
- A jednak jestem - powiedziała, po czym spojrzała mi w oczy. Było w nich tak dużo emocji. Nawet nie zdążyłem dowiedzieć się jakich, bo po sekundzie znowu spuściła wzrok. Ach, to takie frustrujące!
Szczerze, to nie tak sobie wyobrażałem nasze spotkanie, myślałem, że będzie ... że będzie bardziej żwawo. Musiałem coś wymyślić.
- Wiesz co? - wysiliłem się na dość swobodny ton, a kosztowało mnie to nie mało - Myślę, że już jest troszeczkę za późno na kawę, może byśmy się gdzieś przeszli ?
- Chętnie - powiedziała. Kamień spadł mi z serca
- A więc gdzie idziemy? - spytałem
- Ohh ... nie wiem. Wiesz ja ... nie znam Londynu, mieszkam tu zaledwie od czterech tygodni i ... - powiedziała lekko zmieszanym i zdenerwowanym głosem
- A więc nie ma sprawy - uśmiechnąłem się - oprowadzę Cię
Upięłam swoje rude, falowane włosy w prosty, dziewczęcy kok, rzęsy pomalowałam czarną maskarą a usta bezbarwnym błyszczykiem. Ubrałam swoją ulubioną, niebieską koszulkę z długim rękawem i czarne rurki marki Goodness.
W roztargnieniu spojrzałam kolejny raz, w ciągu tej godziny, na zegarek. Za czterdzieści pięć minut mam się spotkać w Wayness Cafe z Fernando Roudrigezem. Przełknęłam głośno ślinę.
Cóż ja najlepszego wyprawiam ?
Ten facet ... a raczej mężczyzna, siłą wyprowadził mnie z lokalu, w którym pracowałam.
Co jak co, ale to nie jest normalne zachowanie.
Dlaczego się zgodziłam ?
Ha! Nie wiem.
Pewnie przez te oczy, o barwie mlecznej czekolady.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie tych dwóch, prawie czarnych ogników.
Nie, nie, nie! STOP!
Co ja najlepszego wyprawiam?
Przyjechałam tu do pracy i na studia, a nie po ... po jakieś romanse!
Spojrzałam ponownie na zegar. Wyświetlił on szesnastą pięćdziesiąt cztery. Zostało mi trzydzieści dziewięć minut.
Szybko ubrałam bordowe balerinki, wyszłam na klatkę, zamknęłam drzwi od mieszkania i prawie że z szybkością błyskawicy pobiegłam na autobus.
***
Ahh ... kiedy ona przyjdzie ? krzyczały moje myśli. Fakt. Została jej jeszcze dokładnie jedna minuta, ale czy to coś złego, że chcę ją wreszcie zobaczyć ? Tak, zdecydowanie tak.
Dziwne.
Sam siebie nie poznaję.
W drodze na trening zderzam się z dziewczyną. Szukam jej po całym zachodnim Londynie, wyciągam ją z pracy i zapraszam jeszcze na kawę. I to wszystko jednego dnia.
Mistrzostwo świata.
Ha! Nawet Ronaldo tego nie przebije.
Co ciekawe po raz pierwszy od wielu dni czułem się ... dobrze. Naprawdę dobrze.
Mój kryzys się skończył. Wracam do gry. Nareszcie.
Nagle drzwi kawiarni się otworzyły. Machinalnie spojrzałem w tamtym kierunku.
Przeżyłem, kolejny już dzisiaj, zawód. Tak, to nie była Mirella.
Ponownie zerknąłem na zegarek, tylko po to, żeby się przekonać, że w ciągu tych dwudziestu minut minęło ich raptem trzy.
Drzwi ponownie się otworzyły. Poczułem, że jeżeli jeszcze raz spojrzę w tamtym kierunku, to dostanę skrętu szyi. Ale nic. Zaryzykowałem.
Opłaciło się. W progu Wayness'a stała ona, Mirka.
Uśmiech od razu rozjaśnił moją twarz.
Zlustrowałem ją wzrokiem od góry do dołu. Była niesamowita. Kolor jej włosów idealnie kontrastował z jej mleczną cerą. Zieleń oczu nadal przypominała kolor soczyście zielonej murawy, a jej usta ... ahh ..jej usta.
Dziewczyna zaczęła szukać mnie wzrokiem, znalazła.
Wolnym krokiem podeszła do mnie. Zawahała się, po czym usiadła na przeciwko mnie.
W tym momencie nie wiedziałem co robić.
- Nie spodziewałem się, że przyjdziesz - powiedziałem lekko zachrypniętym głosem.Cholera. Pewnie przez to zdenerwowanie. Nie byłem na randce od wieków.
Mirka uśmiechnęła się. Na jej blade policzki wkradł się słodki rumieniec, który spotęgował jeszcze jej urodę.
- A jednak jestem - powiedziała, po czym spojrzała mi w oczy. Było w nich tak dużo emocji. Nawet nie zdążyłem dowiedzieć się jakich, bo po sekundzie znowu spuściła wzrok. Ach, to takie frustrujące!
Szczerze, to nie tak sobie wyobrażałem nasze spotkanie, myślałem, że będzie ... że będzie bardziej żwawo. Musiałem coś wymyślić.
- Wiesz co? - wysiliłem się na dość swobodny ton, a kosztowało mnie to nie mało - Myślę, że już jest troszeczkę za późno na kawę, może byśmy się gdzieś przeszli ?
- Chętnie - powiedziała. Kamień spadł mi z serca
- A więc gdzie idziemy? - spytałem
- Ohh ... nie wiem. Wiesz ja ... nie znam Londynu, mieszkam tu zaledwie od czterech tygodni i ... - powiedziała lekko zmieszanym i zdenerwowanym głosem
- A więc nie ma sprawy - uśmiechnąłem się - oprowadzę Cię
niedziela, 14 października 2012
3.
- Co … co ty robisz
? – spytała mnie z błyskiem przerażenia malującym się w jej zielonych oczach i nutką obawy w
dźwięcznym głosie . Nie wiedziałem o co jej chodzi. Nie wiedziałem dopóki nie spojrzałem na swoje dłonie.
Puściłem jej rękę. Na jej ciele malował się czerwony odcisk moich palców. Myśl,
że zadałem jej ból zaczęła mnie prześladować
Mirella cofnęła się
o krok i szczerze mówiąc, nie dziwiłem się temu.
- Nie bój się –
powiedziałem, chciałem żeby poczuła się bezpiecznie w moim towarzystwie.
Ale czy to było możliwe ? Haha. Nie. W
końcu … do tej pory moje zachowanie świadczyło o tym, że jestem jakimś
popapranym człowiekiem. Najpierw śledzę dziewczynę, potem atakuje jej
klienta, zwalniam ją z pracy i wyprowadzam siłą z klubu. Wariat ! – ogólnie taki nie jestem- moje jakże cudowne tłumaczenie - ten typek mnie zdenerwował. Wybacz.
- Nie … nic się nie
stało – zaczęła. Spojrzała mi w oczy, Uczucie, które temu towarzyszyło
było … hmm ... niedopisania ! To ciepło rozchodzące się po całym ciele...było jak ...było jak ... wygranie Ligi Mistrzów! No ... powiedzmy.
- Czy my się
przypadkiem dzisiaj nie spotkali ? – spytała.
- Ehhh – parsknąłem
śmiechem – może ?
Z tymi słowami wyciągnąłem z kieszeni
spodni jej notesik. Dziewczyna zrobiła zdziwioną minę i wybuchła śmiechem. Powiem szczerze, że zaskoczyła mnie tym.
- To ty ? – spytała
z niedowierzaniem – Przyszedłeś tu tylko po to żeby oddać mi mój kalendarzyk ?
Z nieco ironicznym i … głupawym
uśmiechem >>Tak << odpowiedziałem
Mirka wstydliwie spuściła
głowę zabierając ode mnie książeczkę
Jej dłoń była w dotyku
tak delikatna, tak gładka jak.. najdelikatniejszy i najgładszy jedwab świata.
- Słuchaj, Mirko - nie wiedziałem jak mam jej to
powiedzieć. Postanowiłem jednak postawić sprawę jasno. - Poszłabyś ze
mną na ... kawę ?
Bałem się odpowiedzi.
- Zależy - podniosła głowę. Jej rudawe loki podskoczyły słodko. Tym razem jednak unikała mojego spojrzenia.
- Od czego ? - spytałem. W tej chwili poczułem, że mogę zrobić wszystko.
- Od tego czy poznam imię mojego rozmówcy. - Tego się akurat nie spodziewałem. Myślałem, że mnie zna. Że kojarzy moje nazwisko.
W tej chili nasunął mi się pewien pomysł.
A co jeśli ... nie podałbym swojego prawdziwego imienia ?
Było to trochę ryzykowne ale ... wtedy bym wiedział, że nie jest ze mną tylko i wyłącznie dla pieniędzy.
- Fernando ... Rodrigues
- A więc gdzie idziemy panie Rodrigues ?
__________________
Wiem, że krótko.
Wiem, że nie idealnie.
Postaram się lepiej. Obiecuję.
Jednak teraz radujcie się wraz ze mną :)
Mój komputer zmartwychwstał :D
czwartek, 20 września 2012
2.
Mirka pędziła po ulicach zachodniego Londynu z największą
prędkością, na jaką było ją tylko stać. I choć właściwie nie znała dobrze tego
miasta, to drogę do pracy jakoś zawsze potrafiła znaleźć.
- Już jestem - zawołała dziewczyna, gdy tylko przekroczyła próg zaplecza "restauracji"
- Przebieraj się - powiedział pan Wood i rzucił w jej kierunku białe zawiniątko - mamy dużo klientów. Nie martw się, dostaniesz za nadgodziny- dodał szef widząc jej zmartwienie
Dziewczyna w pośpiechu opasała wokół bioder fartuch i wchodząc do właściwego pomieszczenia pubu, wzięła z baru notes kelnera i długopis. Gdy zobaczyła przeładowaną po brzegi salę przeraziła się. Jeszcze nigdy nie widziała tylu ludzi w jednym pomieszczeniu. Z westchnieniem wzięła się za przyjmowanie zamówień...
- Emm, muszą panowie iść na BritanStreet, przy kinie "IMAX" skręcić w prawo, za rogiem będzie klub - odrzekł trochę zaskoczony widokiem piłkarzy mężczyzna
- Dzięki - podziękował mu Torres i nie oglądając się za siebie ruszył we skazaną mu stronę
- E! Poczekaj - krzyknął za nim Frank i pobiegł za przyjacielem
Fernando pchnął mocno drzwi restauracji. Szukał wzrokiem Mirelli, znalazł ją. Przyjmowała zamówienie od jakiegoś grubego dresa, nagle zauważył, że klient zaczął być, w stosunku do niej, agresywny.
Piłkarz podszedł bliżej.
Usłyszał
- Co ? Nie chcesz ze mną się umówić ?!
Mirka zaczęła się cofać. Było widać przerażenie malujące się na jej twarzy
- Uważaj mała, jedno moje słowo, a nie znajdziesz roboty w całym Londynie ! - Wyraz twarzy faceta mówił sam za siebie
Tego było dla Fernanda za wiele,
- TY! Co ty, kurwa, robisz ? - krzykną w jego kierunku. Nachalny dres odwrócił się w stronę El Nino i gdy zobaczył Torresa przed sobą, nie był już taki cwany. Grzecznie usiadł na swoje miejsce, miał minę zbitego psiaka.
Zatroskany piłkarz zwrócił się do dziewczyny
- Wszystko Ok ?
Ona tylko przytaknęła głową. Nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Poczekaj chwilę - szepnął jej na ucho i poszedł na zaplecze knajpy.
Szukał jej szefa, gdy tylko go znalazł powiedział >> Mirka ma dziś wolne<< i wrócił do rudowłosej dziewczyny .
Chwycił ją za przedramię, i nie zważając na jej protesty, wyprowadził z klubu ...
- Już jestem - zawołała dziewczyna, gdy tylko przekroczyła próg zaplecza "restauracji"
- Przebieraj się - powiedział pan Wood i rzucił w jej kierunku białe zawiniątko - mamy dużo klientów. Nie martw się, dostaniesz za nadgodziny- dodał szef widząc jej zmartwienie
Dziewczyna w pośpiechu opasała wokół bioder fartuch i wchodząc do właściwego pomieszczenia pubu, wzięła z baru notes kelnera i długopis. Gdy zobaczyła przeładowaną po brzegi salę przeraziła się. Jeszcze nigdy nie widziała tylu ludzi w jednym pomieszczeniu. Z westchnieniem wzięła się za przyjmowanie zamówień...
***
- Przepraszam - Lampard zaczepia jednego z przechodniów- wie pan może, gdzie jest "The Last" ?- Emm, muszą panowie iść na BritanStreet, przy kinie "IMAX" skręcić w prawo, za rogiem będzie klub - odrzekł trochę zaskoczony widokiem piłkarzy mężczyzna
- Dzięki - podziękował mu Torres i nie oglądając się za siebie ruszył we skazaną mu stronę
- E! Poczekaj - krzyknął za nim Frank i pobiegł za przyjacielem
Fernando pchnął mocno drzwi restauracji. Szukał wzrokiem Mirelli, znalazł ją. Przyjmowała zamówienie od jakiegoś grubego dresa, nagle zauważył, że klient zaczął być, w stosunku do niej, agresywny.
Piłkarz podszedł bliżej.
Usłyszał
- Co ? Nie chcesz ze mną się umówić ?!
Mirka zaczęła się cofać. Było widać przerażenie malujące się na jej twarzy
- Uważaj mała, jedno moje słowo, a nie znajdziesz roboty w całym Londynie ! - Wyraz twarzy faceta mówił sam za siebie
Tego było dla Fernanda za wiele,
- TY! Co ty, kurwa, robisz ? - krzykną w jego kierunku. Nachalny dres odwrócił się w stronę El Nino i gdy zobaczył Torresa przed sobą, nie był już taki cwany. Grzecznie usiadł na swoje miejsce, miał minę zbitego psiaka.
Zatroskany piłkarz zwrócił się do dziewczyny
- Wszystko Ok ?
Ona tylko przytaknęła głową. Nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Poczekaj chwilę - szepnął jej na ucho i poszedł na zaplecze knajpy.
Szukał jej szefa, gdy tylko go znalazł powiedział >> Mirka ma dziś wolne<< i wrócił do rudowłosej dziewczyny .
Chwycił ją za przedramię, i nie zważając na jej protesty, wyprowadził z klubu ...
poniedziałek, 10 września 2012
1.
Nad
Londynem wzeszło słońce. Jego promienie delikatnie przebijały się przez
grubą warstwę chmur. Te, które dotarły do mieszkania Fernando Torresa,
obudziły napastnika Chelsea. Fernando leżał spokojnie na łóżku, nie
spieszył się,trening miał dopiero o dziesiątej trzydzieści a nie miał
najmniejszego zamiaru,wyjść wcześniej z mieszkania, niż przed
dziesiątą.
Na nocnej szafce piłkarza zadzwoniła nokia. Chłopak wziął do ręki telefon, zobaczył kto dzwoni i rzucił komórką o ścianę.
Nie miał ochoty w tej chwili rozmawiać z trenerem.
Nie miał ochoty z nikim rozmawiać
Nie teraz. Nie kiedy przechodzi życiowy kryzys.
Nie kiedy życie straciło sens.
Już nic nie jest takie jak kiedyś ,
Wszystko co dobre …. Już się skończyło
Nagle
usłyszał głośne i natarczywe pukanie do mieszkania.Fernando niechętnie
dźwignął się z łóżka i ruszył w stronę drzwi. Przyłożył do nich ucho i
nasłuchiwał przez chwile jak, po drugiej stronie, uporczywy gość szybko
oddycha.
Torres powoli sięgnął do zamka,
przekręcił klucz. Cofnął się o krok i stanął twarzą w twarz z Frankiem
Lombardem, również napastnikiem Chelsea
- Czego
chcesz ?! – warknął gospodarz ze złością i zlustrował wzrokiem kolegę z
klubu. Lampard ubrany był w spodenki Hawajki oraz w białą koszule z
krótkim rękawem. Dla Torresa ten ubiór był co najmniej śmieszny. On sam
miał na sobie tylko stare spodnie od dresu.
- Ubieraj się! Idziemy na miasto. – oznajmił gość
- Co ?! - krzyknął Torres – Nigdzie nie ide, spadaj! – Fer chciał zamknąć drzwi, jednak Lambard zablokował je nogą
- Co ty kurwa robisz ?
- Ubieraj się, rozkaz trenera.
No tak pomyślał to dla tego dzwonił
- Wchodź – Fernando zaprosił Franka do środka. Wolał wyjść gdzieś teraz z kumplem, niż później okrążać trzydzieści razy boisko za „niewykonanie poleceń trenera”.
Torres
poszedł do swojego pokoju, otworzył szafę, wziął jeansy, czarny T-shirt
z angielską flagą i szybko się przebrał. Potem wszedł do salonu,
chwycił Franka za kołnierz i nie zważając na jego protesty, wyszedł
razem z nim na ulicę Londynu
***
Mirella
Maszczak chodziła po ulicy stolicy Wielkiej Brytanii od godziny.,
musiała zrobić wielki zakupy. Za dwa tygodnie zaczyna naukę na
Oxfordzie a nie kupiła nawet podręczników. Nie miała kiedy. Praca,
praca, praca i jeszcze raz praca. Jaka praca ? Polka była kelnerką w
barze „The Last” na Walker Street . Harowała jak wół, co prawda za
dobre pieniądze ale jednak. Mieszka w Anglii od miesiąca a tak naprawdę
to nic nie zobaczyła, nic nie zwiedziła. Dziewczyna miała tylko
nadzieję że za trzy lata skończy studia, wróci do Polski z tytułem
doktora i dostanie pracę archeologa lub chociaż nauczyciela historii.
Tak bardzo nie lubiła Londynu
Tak bardzo kochała Polskę ….
Nagle
potknęła się i upadłaby Na beton, gdyby nie złapały jej silne ręce
mężczyzny. Mirka otworzyła zamknięte oczy. Była w ramionach blondyna o
ciemnej karnacji i brązowych oczach. Chłopak uśmiechał się, miał idealnie białe i proste zęby.
- Przepraszam – wyjąkała Mirella – zagapiłam się …
- Nic się nie stało – przerwał jej nieznajomy i pomógł dziewczynie stanąć na własnych nogach
Wtem
w kieszeni Mirki zadzwonił telefon. Odebrała go i po zakończonej
rozmowie wyrwała książkę , która przy upadku wypadła jej z torby na
chodnik, z rąk mężczyzny.
- Przepraszam i …dziękuję – rzuciła do piłkarzy i pobiegła w tylko sobie znanym kierunku.
***
Przyjaciele
jeszcze długo wpatrywali się w miejsce zniknięcia tajemniczej
dziewczyny. Zwłaszcza Torres, który myślał o jej rudych lokach,
zielonych oczach i porcelanowej karnacji.
- Kto to był ? – spytał zauroczony piłkarz
- Nie wiem, El Nino*– odpowiedział Lambard – Patrz – wskazał na chodnik.
Na
betonie leżał notes. Fernando kucnął i wziął do ręki znalezisko,które
okazało się być prowizorycznym notesikiem. Piłkarz wyprostował się i
otworzył książeczkę.
- Nazywa się Mirella
Maszczak, … ma 19 lat i …. Pracuje w barze… „The Last” – Po
przeczytaniu pierwszej strony, El Nino, zaczął szukać dzisiejszej daty,
Znalazł ją, ale … Była w nieznanym mu języku. Ale to nie było ważne.
Wiedział co ma robić.
- Idziemy do „The Last” – oznajmił i poszedł w ślad Mirelli,cały czas myśląc o jej delikatnym ciele
sobota, 1 września 2012
Prolog
Mirella Maszczak siedziała samotnie na gałęzi starej brzozy.
Z oczu płynęły jej łzy.
Jak on mógł mi to zrobić ?
Pytała się.
Wtem podszedł do niej Fernado Torres.
- Mirka, proszę, wybacz mi - powiedział ze skruchą piłkarz.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę.
- Choćbym bardzo chciała, to nie mogę - wyszeptała .
- To chociaż zejdź z drzewa - prosił dalej chłopak.
Mirella niemo potrząsnęła głową. Straciła równowagę.
Spadłaby na ziemie, gdyby nie złapał jej Torres.
- Puść mnie - poprosiła słabym głosem.
Fernando toczył wewnętrzną walkę.
Jeśli ją puści być może nigdy już jej nie zobaczy.
Postawił ją jednak na ziemię.
Dziewczyna, ze łzami w oczach odwróciła się od chłopaka .
i poszła w kierunku swojego domu.
W kieszeni jej jeansów zadzwonił telefon.
Stanęła i odebrała go.
To co usłyszała, sprawiło że ...zemdlała.
>>Mirka<<
Krzykną chłopak i podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny.
Z oczu płynęły jej łzy.
Jak on mógł mi to zrobić ?
Pytała się.
Wtem podszedł do niej Fernado Torres.
- Mirka, proszę, wybacz mi - powiedział ze skruchą piłkarz.
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę.
- Choćbym bardzo chciała, to nie mogę - wyszeptała .
- To chociaż zejdź z drzewa - prosił dalej chłopak.
Mirella niemo potrząsnęła głową. Straciła równowagę.
Spadłaby na ziemie, gdyby nie złapał jej Torres.
- Puść mnie - poprosiła słabym głosem.
Fernando toczył wewnętrzną walkę.
Jeśli ją puści być może nigdy już jej nie zobaczy.
Postawił ją jednak na ziemię.
Dziewczyna, ze łzami w oczach odwróciła się od chłopaka .
i poszła w kierunku swojego domu.
W kieszeni jej jeansów zadzwonił telefon.
Stanęła i odebrała go.
To co usłyszała, sprawiło że ...zemdlała.
>>Mirka<<
Krzykną chłopak i podbiegł do nieprzytomnej dziewczyny.
Subskrybuj:
Posty (Atom)